Jeszcze jeden milkliwy rewolwerowiec stający w obronie wdów i uciskanych - film Hosseina punktem wyjścia bardzo przypomina wcześniejsze o rok "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" Leone. Co ciekawe, pośród scenarzystów również mamy tu wymienionego Dario Argento (choć sam reżyser twierdzi, że przyszły mistrz giallo wcale nie brał udziału w tworzeniu skryptu). Na szczęście nie jest to tylko tania kalka: "Une corde, un colt" posiada własny charakter, jest stonowany, praktycznie pozbawiony humoru, który charakteryzował choćby "dolarową trylogię" Leone, umiejętnie operuje ciszą i oszczędnie obchodzi się z przemocą (która jednakże jest obecna na każdym kroku, tyle że nie eksponowana tak mocno jak u innych twórców spaghetti westernów). Do tego dochodzą dopracowane zdjęcia i całkiem przyjemna ścieżka dźwiękowa (motywowi przewodniemu towarzyszy wokal Scotta Walkera). Może nie arcydzieło gatunku, ale bezsprzecznie jest to pozycja warta uwagi, wybijająca się ponad przeciętny poziom włoskich produkcji zainspirowanych sukcesem "Za garść dolarów".